poniedziałek, 4 listopada 2013

Jesus can't play the music 'caused he's nailed to the cross


Tak jest zawsze, nie sposób polemizować, że jak jest długi weekend, to długi jest on tylko z nazwy. Szczególnie, jeśli dzieje się naprawdę sporo. Więc w skrócie. Czwarteczek to VHS Hell i gniot przeokrutny, ale dla kilku scen, dialogów oraz lektora warto było. Piątulo to wiadomo, grobbing na pełnej, pyszniutki pewnie rosołek, no ale zostałem z niego wydymany i wycieczka rodzinna do Rumi i Redy. Sporo fotograficznych przygód przyniósł południowy spacer z frotą i Pawłem, urozmaicony o halucynację Asi, która widziała namalowanych górników, oraz debatę co powinno się wykrzykiwać w kierunku Sea Towers. No i się okazało, że frota nie wie, gdzie się kupuje gazety :D. Arka z kolei zagrała mecz, który chyba będziemy pamiętać do końca życia, kolejny popis dali też władcy pisuarów. Wieczór spędzony w Gdańsku, na spacerach, piciu piwa na ulicy i rozważaniach na temat wyższości prądojebów nad tramwajami. Oraz na tym, czy można się bać zwierząt (O. mówi, że można!). Okazało się też, że plaża na Westerplatte ma swój urok, nawet w listopadzie, nawet (może tym bardziej) po zmroku.

Niedzielny wieczór i koncert The Shipyard w Blues Clubie. Nowe kawałki wydają się mocne, czekamy na nowy album.

Oficjalnie potwierdzili koncert Gabriela. Szkoda, że nie przy okazji nowej płyty, a ja już coś odgrzewa to akurat So, ale wybrać się będzie trzeba.

No i przeżyłem Jezusa :D













3 komentarze: