Nie mógł się bardziej pomylić szanowny kolega Paweł w ocenie
koncertowego potencjału dziarskich Szwedów z Brimstone Days. To znaczy mógł się
bardziej pomylić, kibicując cegłojebom albo zostając cheerleaderką z Sopotu. Chłopaki
na żywo dają radę, nawet bardzo dają radę, wtórne to okrutnie, ale cieszące się
ich mordy to jasne zaproszenie do zabawy.
Przy dyskusji o stanie kultury, ulubionych książkach i
filmach, zeszliśmy na Tomka Beksińskiego, to już 14 lat minie, przerażające z
lekka. Ale z Piotrem doszliśmy do wspólnego wniosku, że Beksa obok promowania
ton złej muzyki, sporej garści jeszcze gorszej muzyki, zasługi ma poważne. Bo
oprócz tłumaczenia Monty Pythona i Bondów to przede wszystkim promowanie muzyki
z przełomu lat 60 i 70, czyli wtedy, gdy wydarzyło się to najważniejsze. Ale
padła też inna nazwa. Legendary Pink Dots. Czyli szaleńcy odpowiedzialni za jedną
z najlepszych płyt lat 90tych, a może i najlepszą (obok Laughing Stock) w 91? Wieczór zakończony
najbardziej okrutnie okrutnymi sucharami. Że też Kacza nie wyschła :)
A obok pracy na Do Studentki foodtrucka postawili z falafelami :)
Jutro mecz Arki, w niedzielę Pchli Targ i może New Model
Army. W słuchawkach na turbowkurwa epki The Armed.
no czyli się nie pomyliłem za bardzo, bo chyba nie miałem ochoty na coś wtórnego i przewidywalnego ale ciesze się że Tobie się podobało Michale :)
OdpowiedzUsuń2 ostatnie fotki wymiatają!
OdpowiedzUsuńi chodz na NMA :)
Pawle, znajdź mi coś nie wtórnego :) Ivetta nie wiem, trochę kasa, trochę inne względy :)
OdpowiedzUsuńpewnie że trudno ale może być ciekawiej lub mniej, TBD było dla mnie właśnie takim mniej ale tak jak mówiłem ciesze się że Ty dobrze się bawiłeś
OdpowiedzUsuńza to we wtorek będzie moc!
OdpowiedzUsuń