czwartek, 28 listopada 2013

the heaviest matter of the universe


Z rzeczy, które nie są sprawami życia i śmierci, tylko znacznie poważniejszymi. Arka skończyła rundę jesienną w okrutny sposób, no ale do tego już się dawno przyzwyczaiłem. Ale Arka to Arka. To nie siatkówka. Kobiet. W Gdańsku. :)

Pamiętam, że jak mówiono mi, że są ambicje, żeby B90, wtedy w powijakach, było najlepiej nagłośnioną salą koncertową, to troszkę kpiłem, szydziłem, niedowierzałem. Odszczekuję. Po koncercie, fenomenalnym, Young Gods wszystko jest już dla mnie jasne.

Od poniedziałku urlop, tydzień, ale zawsze, trzeba też w końcu naprawić ałaszomobile. I pospać.

Dziś drugie urodziny Music Is The Weapon. Czas mknie!

W słuchawkach: Satyricon "Rebel Extravaganza", Ulcerete "Vermis", Pelican "Forever Becoming", Oransi Pazuzu "Valonielu".

Czytane: "Bezcenny" Miłoszewskiego.

Oglądane: nic, ale przyjmuje polecenia.

Pieseł w oknie :)










środa, 20 listopada 2013

call it synchronicity call it deja vu

c
 Please The Trees jak zawsze kapitalnie. Uwielbiam tego szamana Havelke miłością czystą odkąd usłyszałem "Inlakesh" :). Może i czasem udaje Edwardsa, ale co złego jest w udawaniu Edwardsa? Właśnie. Peter na supporcie jak zwykle klasa. Facet młody, bez kompleksów, świadomy tego, co robi i co chce osiągnąć. Plus świetny głos.

Minusy? Frekwencja, oczywiście że frekwencja. TAKI zespół, a ludzi brak. Szkoda. Kto nie był, ten wąs Artura Zawiszy, ten pryszcze Krzysia Bosaka, ten bose stopy Wojtusia Cejrowskiego.

Za to w robocie wysyłają na urlopy. Człowiek sobie kitra, żeby mieć na rok przyszyły a tu takie coś. Szczególnie, że pora roku jest jaka jest, planów brak, do tego ruszamy z Santa Helpers. Trudno, idę posłuchać Fugazi.



poniedziałek, 18 listopada 2013

There is in fact more earth than sea


Poniedziałek. Pochmurny, zimny, listopadowy poniedziałek. Trochę się nie mogę doczekać jutrzejszego koncertu Please The Trees, pepiki zawsze poprawiają nastrój i dodają pozytywnej energii. A ta się przyda po weekendzie. Wizyty w Gdańsku, spacery po Starym Mieście, Ołowawiance (pretekstem były Narracje, miła inicjatywa, ale artystycznie kiepsko, ale byłem dwukrotnie, więc sam nie wiem:) ) oraz Wrzeszczu (Teatr Leśny). Niedziela to wizyta w Sztutgarcie na obiedzie. Jak zawsze dostałem najmniej, ale trudno. Mogę czasem pocierpieć niczym Adaś Hofman za ojczyznę.

Lekko poddenerwowany, niczym ośmioletnia muzułmanka przed nocą poślubną, czekam na listonosza z biletami na Petera. Co prawda to dopiero w maju, ale nerw jest. Z dobrych wieści to Soundgarden dziś ogłosili, ale w Oświęcimiu, więc nie wiadomo czy się opyla.

O. wyjechała, ponad trzy miechy, trochę najgorzej.




 Miejsce posiłku młodzieży, czyli Mikołaj, Gosia i ja. Goście wyklęci.


A to super wygląda, ale z mięsem.


A to wujek z babcią :)


A to ladnie wygląda i wybornei smakuje :)


Ciocia. W tle rodzice.








Tarta, wyborna.



poniedziałek, 4 listopada 2013

Jesus can't play the music 'caused he's nailed to the cross


Tak jest zawsze, nie sposób polemizować, że jak jest długi weekend, to długi jest on tylko z nazwy. Szczególnie, jeśli dzieje się naprawdę sporo. Więc w skrócie. Czwarteczek to VHS Hell i gniot przeokrutny, ale dla kilku scen, dialogów oraz lektora warto było. Piątulo to wiadomo, grobbing na pełnej, pyszniutki pewnie rosołek, no ale zostałem z niego wydymany i wycieczka rodzinna do Rumi i Redy. Sporo fotograficznych przygód przyniósł południowy spacer z frotą i Pawłem, urozmaicony o halucynację Asi, która widziała namalowanych górników, oraz debatę co powinno się wykrzykiwać w kierunku Sea Towers. No i się okazało, że frota nie wie, gdzie się kupuje gazety :D. Arka z kolei zagrała mecz, który chyba będziemy pamiętać do końca życia, kolejny popis dali też władcy pisuarów. Wieczór spędzony w Gdańsku, na spacerach, piciu piwa na ulicy i rozważaniach na temat wyższości prądojebów nad tramwajami. Oraz na tym, czy można się bać zwierząt (O. mówi, że można!). Okazało się też, że plaża na Westerplatte ma swój urok, nawet w listopadzie, nawet (może tym bardziej) po zmroku.

Niedzielny wieczór i koncert The Shipyard w Blues Clubie. Nowe kawałki wydają się mocne, czekamy na nowy album.

Oficjalnie potwierdzili koncert Gabriela. Szkoda, że nie przy okazji nowej płyty, a ja już coś odgrzewa to akurat So, ale wybrać się będzie trzeba.

No i przeżyłem Jezusa :D