poniedziałek, 23 grudnia 2013

is this the next last day?


Na weekendową turbochandrę jest jeden skuteczny dość sposób. Pobiegać sobie lub pojeździć rowerem po Gdyni. Szczególnie, że aura w miarę dopisuje, żadne ustrojstwo nie cieknie z niebios, temperatura też w miarę pozwala żyć. Jedna naszła mnie też refleksja: czemu tak mało osób spaceruje po Kamiennej Górze?

Jutro wigilia, czyli jakoś udało się przeżyć łażenie po marketach i szukanie prezentów. Z oczywistym bólem globusa. Święta pewnie miną szybko, niestety, ale za to w piątek X-mass, a później Metropolia jest ok (Ampacity z Trzaską,hmm...) I pewnie dalszy ciąg sparingu z bankiem.

W piątek było trochę metalu w Desdemonie, ale nie bez większych emocji, frekwencja taka sobie, pewnie sporo osób na Marduku.

Trochę się przekonałem do ostatniego Blindead, może nie do całości, ale kilka fragmentów ta płyta ma. W tym przynajmniej dwa naprawdę mocne. Swoją drogą, ile to płyt człowiek zignorował po jednym lub dwóch przesłuchaniach?

Wesołych Świąt.





 




wtorek, 17 grudnia 2013

Nameless lights pull me into a reflected psychic black hole


Zimowa aura przyszła dość niespodziewanie i gwałtownie, jeszcze gwałtowniej sobie poszła. Co oznacza, że nie można chodzić po mieście i udawać, że jest 91. i nagrywa się demówkę w samym sercu Oslo. Za nami kolejna edycja SpaceFest, udana, choć „nowy” Żak to miejsce na koncerty Anny Marii Jopek czy tam Deftones, a nie dla porządnych (space)rockowców. Ampacity zabrzmieli (poza tym, że słabo z powodu nagłośnienia) jakby całymi dniami słuchali „Ummagumma”, ale czyż można mieć im to za złe? Nie zrozumiałem entuzjastycznych reakcji na Dead Skeletons, ani mnie to wcześniej nie porywało, ani koncert dupy nie urwał. A jeśli ktoś uważa, że to koncert roku, to nie był na Swans. Tyle. 

Na plus impreza jako taka, organizacja i przyzwoita frekwencja. Na minus miejscówka, brzmienie i zakaz wnoszenia napojów na salę.

Zakończyliśmy 4 (jakże ten czas szybko leci!) edycję Santa Helpers. Wyszło dobrze. 

Poważny etap w przeprowadzce wujostwa ukończony. Zdjęć nie ma, są obrażenia na ciele :)

W słuchawkach Landberk „Indian Summer”, Nails "Abandon All Life", Neurosis "Times Of Grace" i solowy Peter Baumann. Oraz druga próba przekonania się do nowego Blindead.










Wyjątkowo zdjęcie nie robione przeze mnie :)


 I może by tak w końcu skoczyć do Nowego Portu?



wtorek, 3 grudnia 2013

we started from the end


Krótki grudniowy urlop, czy potwierdzenie pierwszego prawa turystyki: jak mieszkasz w Gdyni, to nie trzeba wyjeżdzać, bo cały rok się jest na wakacjach. Grzech nie skorzystać i ze słońca, i ze sprzyjającej aury, czyli proszę o wybaczenie, ale będą zdjęcia znad morza (a że litościwy jestem, to i tak nie wszystkie). Bo jak mówi Paweł: mieszkam w Gdyni, to robią zdjęcia morza. Proste. Jakbym mieszkał w Sopocie, to bym robił zdjęcia warszawiakom, jakbym mieszkał w Gdańsku to bym robił betoniarkom, albo opakowaniom po budyniu.

Madziula właśnie doniosła, że przyszły bilety na Nine Inch Nails. A więc Berlin. Gut. sehr gut.







Bunkier zwaliliśmy rok temu, jak stał w wodzie, tak stoi, pani rzecznik szczurkourzędu mówiła, że to będzie atrakcja turystyczna.



A to jeszcza z urodzin Music is the weapon. Typowa fejsbukująca.


czwartek, 28 listopada 2013

the heaviest matter of the universe


Z rzeczy, które nie są sprawami życia i śmierci, tylko znacznie poważniejszymi. Arka skończyła rundę jesienną w okrutny sposób, no ale do tego już się dawno przyzwyczaiłem. Ale Arka to Arka. To nie siatkówka. Kobiet. W Gdańsku. :)

Pamiętam, że jak mówiono mi, że są ambicje, żeby B90, wtedy w powijakach, było najlepiej nagłośnioną salą koncertową, to troszkę kpiłem, szydziłem, niedowierzałem. Odszczekuję. Po koncercie, fenomenalnym, Young Gods wszystko jest już dla mnie jasne.

Od poniedziałku urlop, tydzień, ale zawsze, trzeba też w końcu naprawić ałaszomobile. I pospać.

Dziś drugie urodziny Music Is The Weapon. Czas mknie!

W słuchawkach: Satyricon "Rebel Extravaganza", Ulcerete "Vermis", Pelican "Forever Becoming", Oransi Pazuzu "Valonielu".

Czytane: "Bezcenny" Miłoszewskiego.

Oglądane: nic, ale przyjmuje polecenia.

Pieseł w oknie :)










środa, 20 listopada 2013

call it synchronicity call it deja vu

c
 Please The Trees jak zawsze kapitalnie. Uwielbiam tego szamana Havelke miłością czystą odkąd usłyszałem "Inlakesh" :). Może i czasem udaje Edwardsa, ale co złego jest w udawaniu Edwardsa? Właśnie. Peter na supporcie jak zwykle klasa. Facet młody, bez kompleksów, świadomy tego, co robi i co chce osiągnąć. Plus świetny głos.

Minusy? Frekwencja, oczywiście że frekwencja. TAKI zespół, a ludzi brak. Szkoda. Kto nie był, ten wąs Artura Zawiszy, ten pryszcze Krzysia Bosaka, ten bose stopy Wojtusia Cejrowskiego.

Za to w robocie wysyłają na urlopy. Człowiek sobie kitra, żeby mieć na rok przyszyły a tu takie coś. Szczególnie, że pora roku jest jaka jest, planów brak, do tego ruszamy z Santa Helpers. Trudno, idę posłuchać Fugazi.



poniedziałek, 18 listopada 2013

There is in fact more earth than sea


Poniedziałek. Pochmurny, zimny, listopadowy poniedziałek. Trochę się nie mogę doczekać jutrzejszego koncertu Please The Trees, pepiki zawsze poprawiają nastrój i dodają pozytywnej energii. A ta się przyda po weekendzie. Wizyty w Gdańsku, spacery po Starym Mieście, Ołowawiance (pretekstem były Narracje, miła inicjatywa, ale artystycznie kiepsko, ale byłem dwukrotnie, więc sam nie wiem:) ) oraz Wrzeszczu (Teatr Leśny). Niedziela to wizyta w Sztutgarcie na obiedzie. Jak zawsze dostałem najmniej, ale trudno. Mogę czasem pocierpieć niczym Adaś Hofman za ojczyznę.

Lekko poddenerwowany, niczym ośmioletnia muzułmanka przed nocą poślubną, czekam na listonosza z biletami na Petera. Co prawda to dopiero w maju, ale nerw jest. Z dobrych wieści to Soundgarden dziś ogłosili, ale w Oświęcimiu, więc nie wiadomo czy się opyla.

O. wyjechała, ponad trzy miechy, trochę najgorzej.




 Miejsce posiłku młodzieży, czyli Mikołaj, Gosia i ja. Goście wyklęci.


A to super wygląda, ale z mięsem.


A to wujek z babcią :)


A to ladnie wygląda i wybornei smakuje :)


Ciocia. W tle rodzice.








Tarta, wyborna.